Czy potrzeba wielkich nakładów finansowych, aby zapewnić dzieciom świetne zabawy w szkole?
Wielkimi korkami zbliża się koniec roku kalendarzowego. Przed nami, nauczycielami zdalna nauka, ale na szczęście tylko parę dni. Ponadto, już 4 miesiące edukacji za nami, Powoli nadchodzi czas małych podsumowań przed końcem semestru zimowego.
Może wielu nauczycieli, pedagogów, psychologów, czy opiekunów myśl o swojej dotychczasowej pracy od września? Albo pomiędzy domowymi porządkami, pieczeniem pierniczków już planuje w głowie edukację na styczeń?
Zapewne są tacy, którzy jeszcze nie, ale ja osobiście TAK. Dlatego dziś wpis z mojego nauczycielskiego punktu widzenia, jako opiekuna klasy 2.
Przyznam, że mam tendencję do brania sobie za dużo na głowę. Bywa ciężko, bo czas nieubłaganie się kurczy: tydzień w szkole ma tylko 5 dni, a szkolna godzina to tak naprawdę 45 minut. Do tego pracuję w poradni psychologiczno – pedagogicznej i prowadzę Centrum Terapeutyczne TER-UP (od PR, po obliczenia, wynajem lokalu, odbieranie telefonów i prowadzenie tam zajęć pedagogicznych). Ale lubię wcielać moje pomysły w życie i widzę, że moim uczniom oraz ich rodzicom bardzo się to podoba. Mi natomiast daje czystą satysfakcję !
Wiecie dlaczego? Bo wiele z atrakcji, które zapewniłam od września mojej klasie, nie wymagało wielkiego nakładu finansowego ! Tak, właśnie – nie wymagało. A efekty okazały się fenomenalne. Ale do rzeczy.
(Prawie) Bezkosztowe zabawy w szkole
We wrześniu ruszyliśmy z kopyta, od razu w pierwszych dniach szkoły pojechaliśmy na wycieczkę do Huty Szkła, a kilka dni później na plażę ! Huta Szkła, to akurat płatny warsztat, ale plaża? Mam tę przyjemność pracować w szkole nieopodal bałtyckiej plaży, więc wykorzystuję jej piękno bardzo często! Dzieci to uwielbiają! Jesienią spacerujemy brzegiem morza, bawimy się w berka lub podchody, a w czerwcu mieliśmy nawet plażowanie w strojach kąpielowych ! Ale do czego zmierzam? Kochani pedagodzy – rozejrzyjcie się dookoła swojej szkoły. My mamy plażę, a wy może las, park, skwer, piękną uliczkę? Warto wykorzystać najbliższą lokalizację, aby pobyć lub pouczyć się z dziećmi poza murami szkoły. To nic nie kosztuje, a wiele uczy i pozwala zachować dzieciom piękne wspomnienia.
Listopad to m.in Andrzejki – Zabawy w szkole przez gotowanie! Dzieci przyniosły drobne smakołyki (biszkopty, jabłka, wafle). Ja rozpuściłam czekoladę w kąpieli wodnej i mieliśmy nasze, własne klasowe fondue! Proste gotowanie, trochę brudna sala, kilka złotych na przekąski i czekoladę, a dzieci zachwycone! W ogóle zachęcam do drobnego gotowania. Sama kiedyś miałam wiele obaw, ale dzieci potrafią bardzo dobrze funkcjonować podczas takiego gotowania, JEŚLI przed pichceniem dobrze omówimy z nimi zasady panujące w „klasowej kuchni”. Czasem wystarczy sałatka owocowa, czasem kanapeczki – niewiele nas to kosztuje, a radność w oczach dziecka, które samodzielnie coś wykonało, jest dla mnie bezcenna.
Magia świąt
Grudzień – magiczny miesiąc w szkole. Pierwszego grudnia u nas spadł śnieg, więc dzięki temu jedna atrakcja gotowa: mała bitwa na śnieżki i robienie małych bałwanków. Następnie stworzony przeze mnie kalendarz adwentowy z codziennymi zadaniami dla klasy. Dalej ubieranie klasowej choinki i mikołajkowe prace plastyczne – na razie wszystkie atrakcje praktycznie za darmo (no dobrze, choinkę kupili rodzice). No i chyba największa atrakcja grudniowa – NOCOWANIE W SZKOLE! Przecudny czas spędzony z dziećmi, w piżamach, na zwiedzaniu szkoły (na przykład pokoju nauczycielskiego) oraz bajka do snu to coś niezwykłego. I wiecie co? Ani złotówka nie została na to wydana ! Akurat w ten dzień jeden z moich uczniów miał urodziny, wiec był tort i inne słodkości, ale samo nocowanie to tylko moja dobra wola i chęci. Nie macie pojęcia, jakie niesamowite jest chodzenie boso, w dresie po swoim miejscu pracy, a potem spanie w śpiworze we własnej sali lekcyjnej!
Na horyzoncie jeszcze klasowa wigilia i mój charytatywny kiermasz na rzecz zwierząt. Także dużo pracy przede mną, ale przyznam, że uśmiechające się dzieci, to coś, co mi rekompensuje WSZYSTKO.
Zabawy to nie wszystko 😉
Wydawałoby się, że nic nie robimy, tylko wiecznie jakieś atrakcje. Nic bardziej mylnego! Atrakcja owszem, jedna lub dwie w miesiącu, ale czytanie, pisanie, liczenie cały czas jest. Moi uczniowie są niezwykle pracowici i uwielbiają książki. Myślę, że to dlatego, iż nie są przysceni tradycyjną nauką podającą. W zamian za to dużo pracują w grupach, parach, a przeplatają to zabawy w szkole, gdzie muszą wykorzystać nabyte umiejętności. Według mnie to bardzo cenne, gdy dzieci nie czują zmęczenia korporacyjnym siedzeniem w ławkach z nosem w książkach. Mają na to jeszcze całe życie !
A wy, kochani nauczyciele – wykorzystajcie swoje zasoby i działajcie! Odrobina kreatywność, szczypta chęci a efekt będzie fenomenalny (od uśmiechów dzieci, po zadowolenie rodziców) !
Aneta Szulc